Wybory prezydenckie 2025. Głos Polaków z Węgier, cz.III
W cyklu artykułów “Wybory prezydenckie 2025. Głos Polaków z Węgier” przedstawiamy opinię rodaków mieszkających na Węgrzech i biorących czynny udział w wyborach w Polsce.
Polacy na Węgrzech od wielu lat w wyborach parlamentarnych i prezydenckich opowiadają się przeciwko partii PiS i kandydatom wywodzącym się z tego środowiska. Dlaczego?
Nie zagłosuję na Nawrockiego, bo nie chcę wspierać Orbána
Dla mnie jest to kwestia zaufania.
Sama przez pierwsze lata rządów Fideszu, który w 2010 r. ponownie wygrał wybory parlamentarne, z sympatią przyglądałam się jego walce o suwerenność Węgier. Znając już wówczas język węgierski ze zdumieniem obserwowałam, co wypisuje na temat jego wystąpień, chociażby w Parlamcencie Europejski polska prasa, a co naprawdę powiedział. Różnica była duża.
Tak jak większośc społeczeństwa węgierskiego, kóra murem stała za Orbanem, na początku wierzyłam jego słowom. Gdzieś coś jednak bardzo się zmieniło.
Nie będę teraz wchodzić w szczegółową analizę. Wspomnę tylko tyle, że po słowach ówczesnego premier socjaldemokratów Ferenca Gyurcsanyia “kłamaliśmy dniem nocą”, które z zamkniętego partyjnego zgromadzenia wyciekły do publicznej wiadomości, droga Fideszu do władzy została utorowana na lata. Orbán jawił się jako “Ojczulek narodu”, który przywróci demokrację na Węgrzech i stanie w obronie ludu. Niestety, po raz kolejny społeczeństwo węgierskie zostało wystrychnięte na dudka. “Powolne gotowanie żaby” sprawiło, że Węgry głoszące walkę o suwerenność narodu, walkę o chrześcijaństwo i Europę narodów dziś są najbardziej niedemokratycznym państwem w UE, a gospodarkę węgierską pod względem najniższych wskaźników ekonomicznych wyprzedza tylko Bułgaria.
Za ten stan rzeczy Orbán i Fidesz obwiniają przede wszystkim UE spłaszczoną do propagandowego hasła “elity Brukseli”. Orbán i jego rodzina, a także dwór premiera Węgier i ich rodziny za pieniądze węgierskich podatników i dzięki dotacjom z Unii Europejskiej dorobili się się takich majątków, o których zwykły obywatel Węgier nawet nigdy nie marzył, bo siła wyobraźni też ma swoje granicę.
Niezależne od rządu Orbána media opublikowały film pt. „Dynastia”, ukazujący bogactwo jakiego się dorobił premier Węgier i jego najbliższe partjne środwisko na hasłach walki o suwerennośc i chrześcijaństwo Węgier i Europy.
I zaczęła się jazda “kto bogatemu zabroni”. UE w końcu poszła po rozum do głowy i zakręciła kurek Węgrom. Nie ma problemu, przynajmniej nie dla Orbana i jego świty. Szybko dorobił nową teorię konektywności i otwarciu na Wschód. Nie ważne od kogo, najważniejsze żeby płynęła kasa, i zeby nie trzeba było się rozliczać. A jako wytłumaczenie na użytek węgierskiego podatnika wzmacnia się piękne bajeczki o walce w imię obrony chrześcijaństwa i przeciwstawieniu się migracji. Suwerenność. To dziś na Węgrzech świętość. Rodzina. Na pierwszym miejscu. Zawsze i wszędzie. Tylko uwaga suwerenność oznacza niezależność klanu Orbana, a świętość rodziny nietykalność majątku, który on i jego świta zagrabli dla swoich rodzin.
To nie przypadek, że obecnie najwięksi przeciwnicy Orbána wywodzą się z jego partii. To ci, co kiedyś też uwierzyli. Ákos Hadházy, ten od blokad mostów i symbol walki z korupcją na Węgrzech, zaczynał jako wielki zwolennik Fideszu. Do czasu gdy sam stał się świadkiem korupcji w ramach podziału wpływów z biznesu tytoniowego, czyli przydzielania licencji na punkty ze sprzedażą papierosów i alkoholu pod dumną nazwą “Nemzeti Dohányzbolt” (Narodowy Sklep z Wyrobami z Tytoniu). Péter Magyar, dziś najpoważniejszy rywal Orbána, przewodniczący partii TISZA, która porzucił szeregi partyjne mówiąc, że “nie chce żyć w kraju, w której większość majątku narodowego należy do kilku rodzin z otoczenia Orbana.”
Czytaj też Bogacze NER-u
Orbán popiera Simiona? Orbán popiera Nawrockiego? Nie ma w tym najmniejszego zdziwienia. To nie walka o suwerenność narodów, to walka o suwerenność międzynarodowych opryszków z małych ojczyzn Europy. Aby zapewnić swoim interesom nietykalność.
Często się zastanawiam, czy Marcin Romanowski znalazł schronienie na Węgrzech, czy uciekając przed polskim wymiarem sprawiedliwości, wpadł z deszczu pod rynnę, i teraz musi krakać między wrony, bo został zmuszony? Bo co by nie mówić, za czasów PiS polski majątek nie został tak rozkradziony jak u Wielkiego Brata znad Dunaju. Wystarczy wyjść w stolicach na ulice, by zobaczyć tę wielką różnicę. Warszawa w Budapeszcie? Budapeszt w Warszawie? Nie mam najmniejszych wątpliwości.
Nie ruszają mnie rewelacje prasowe odnośnie Trzaskowskiego, czy Nawrockiego. Pod tym względem jestem „polskim betonem w Budapeszcie”.
Nie zagłosuję na kandydata, którego popiera premier Węgier, bo dla mnie to kwestia zaufania. Nie zamierzam przykładać ręki do bezkarności Viktora Orbána.
MJ